Pewnie nieraz spotkałeś się ze stwierdzeniem: “Kupi się jakiś szablon i szybko postawi stronę” Brzmi fantastycznie, ale czy tak na szybko można wykonać własną stronę internetową? Zobaczmy, jak to wygląda w praktyce.
WordPress to najbardziej popularne darmowe oprogramowanie służące do tworzenia stron internetowych. Pozwala osobą niebędącym koderami na stworzenie własnej strony internetowej i na jego przykładzie opiszę, jak wygląda budowanie strony.
Zaczynamy od wykupienia hostingu – czyli miejsce na serwerze, gdzie strona będzie się znajdować. Hosting powinien mieć możliwość utworzenia bazy danych dla twojej www. Baza danych połączona jest z systemem WordPress i przechowuje treść strony. Kolejnym niezbędnym elementem jest domena będąca adresem naszej strony np. dlugiefiuty.com.pl
Przeszukujesz, porównujesz, co, jak i za ile i w końcu i tak nic z tego nie rozumiesz, ale mimo to dochodzi do nabycia hostingu drogą kupna. Jeżeli hosting i domena zostanie zakupiona u jednego dostawcy, to hosting będzie połączona z domeną, a po chwili grzebania w panelu administracyjnym utworzysz bazę danych. Teraz kolej na utworzenie folderu, w którym zainstalujemy WordPress.
W panelu od hostingu przeważnie odnajdziesz ikonkę WordPress po naciśnięciu której, w kilku prostych krokach przebrniesz przez instalację WordPressa.
I mamy to. Możesz zalogować się do panelu swojej nowej strony, gdzie ilość opcji może na starcie Cię powalić. Trzymasz się mocno na nogach i wybierasz jeden z gotowych motywów (tak WordPress nazywa szablony) dostarczanych wraz z instalacją. Niestety nie wygląda on jak twoja wymarzona strona. Więc nie pozostaje nic innego jak przejrzeć czeluścią internetu i za dolary z komunii zakupić szablon, który się do czegoś nada.
Kilka kliknięć dalej masz zainstalowany nowy szablon wraz z niezbędnymi wtyczkami. Patrzysz na panel i czujesz, jakby Cię ktoś w łeb pierdolnął. Miało być pięknie, a zakładek i opcji tak dowaliło, że zastanawiasz się, czy przypadkiem nie zainstalowałeś panelu do sterowania połową wszechświata.
Oglądasz panel po panelu, zakładka po zakładce i robi się w chuj strasznie. Bez sześciopaku nie da się tego przebrnąć. Więc sięgasz po płynną pomoc dydaktyczną i obczajasz, o co tam chodzi. Na szczęście trafiasz na miejsce, z którego importujesz jedną z predefiniowanych stron. Pach, pach i mamy gotową stronę główną oraz kilka podstron.
Jeżeli wydaje Ci się, że już z gąską się witasz, to niestety muszę cię zmartwić. Szablony stron zaprojektowane są w taki sposób, by wyglądały bardzo atrakcyjnie dla kupującego. Przeważa w nich forma nad treścią. A jak treści jest za dużo, to trzeba ją wywalić. Wszystko po to by całość była naj, naj, naj. Zostaje coś, co pięknie wygląda, ale niestety nijak się to ma do realnych potrzeb.
A jak z twoją treścią na stronę? Masz już napisane teksty, przygotowane zdjęcia, grafiki itd.? No, jasne, że nie masz. I teraz zaczyna się rozkminianie co na tej stronie pokazać, co napisać i, czy aby właściwy szablon został zakupiony.
Tydzień później…
Teksty są jakoś ogarnięte, fotki pozdzierane z banku zdjęć i obrobione w Canvie i wracasz do gry.
Kopiuj, wklej, kopiuj, wklej, zapis podgląd. I wszystko rozjebane jak gnój po polu. Niestety twoje teksty były innej długości niż te w demo szablonu, ale nie jesteś sam. Masz przecież przyjaciela, którego zainstalowałeś wraz z nowym szablonem. Cudowny, jedyny i niepowtarzalny WPBakery Page Builder. Teraz czujesz się, jakby ci ktoś sprzedał liścia. Ale nie jeden raz, nie, nie, nie. Tam to opcji jest do zajebania. Dzięki niemu budujesz stronę jak z klocków. Praktycznie wszytko co chcesz, możesz ustawić, tylko musisz wiedzieć jak.
2 tygodnie później…
W tym czasie zapoznałeś się z podstawą pisania teksów marketingowych, edycją zdjęć, kompozycją itd. SEO też nie jest Ci już obce. Wszystko pięknie wygląda. Rozwijane menu, slidery, blog. Nawet na telefonie nic się nie rozwala. Została tylko konfiguracja formularza kontaktowego i oczywiście jego testy. Wysyłasz maila do siebie. Z radością go czytasz, bo nikt do Ciebie już nie pisze. Przyjaciele i rodzina od dawna myślą, że nie żyjesz. Przecież od 3 tygodni nie wychodzisz z pokoju.
Została tylko ta jebana zielona kłódka do ogarnięcia. Jak to cholerstwo włączyć. Generujesz certyfikat SSL. Ustawiasz, przestawiasz, w końcu znajdujesz jakąś wtyczkę, która sprawia, że twoja strona jest bezpieczna. Na koniec tylko dodać kolejną wtyczkę by chroniła stronę przed atakami hakerskimi i gotowe.
Jak wynika z tej krótkiej analizy, tworzenie strony na bazie gotowych szablonów jest szybkie i przyjemne.